Urodzony w 1927 r. Syn powstańca wielkopolskiego. Pochodził z Dobrzycy. W sierpniu 1935 roku wraz z rodziną przeprowadził się z Dobrzycy do Poznania. Zamieszkali w domu na ul. Promienistej 6, w domu państwa Mikołajczyków.
Zapamiętał pierwszy niemiecki nalot na Poznań w dniu 1 września 1939 roku. W październiku 1939 roku okupanci zaczęli wywozić Polaków z mieszkań w Poznaniu. 27 listopada 1939 r. o godzinie 20.10 do jego mieszkania wkroczyli funkcjonariusze Schutzpolizei. Jego rodzina została wysiedlona wraz z bliskimi do obozu na Głównej. Od Niemców dostali zaledwie 10 minut na spakowanie się. – Takie było zdenerwowanie moich rodziców, że zostawiliby moją 3-letnią siostrę w wózeczku. Dopiero jeden z Niemców zwrócił im na nią uwagę – wspomina. Na Główną – przez Ostroróg – zabrał ich autobus. Tam ich rozdzielono – matkę z bratem do innego baraku, a ojca z nim – do innego.
4 grudnia 1939 r. zostali wywiezieni pociągiem towarowym z Głównej – najpierw do Dęblina, potem do Ostrowca Świętokrzyskiego. Tam skierowano ich najpierw do budynku szkoły. Potem dostali pokój w willi przy ul. Waśniowskiej. – Tam przeżyłem najtrudniejszą Wigilię w życiu. Na wieczerzę byłą zupa z kaszy, otrzymana z ośrodka żywieniowego Rady Głównej Opiekuńczej – opowiada. Pod choinkę dostał chusteczkę, parę skarpetek i kilka cukierków.
Po miesiącu – w styczniu 1940 r. – Jańcowie musieli przenieść się do państwa Głowackich, właścicieli cegielni, którzy przyjęli już wcześniej kilka rodzin wysiedlonych z Poznania. Do własnego użytku otrzymali pomieszczenie gospodarcze, a potem pokój, w którym przeżyli wojnę. Jego starszy brat poszedł do partyzantki. A Stanisław był świadkiem egzekucji na rynku w Ostrowcu – i pod bramą zakładu, w którym pracował.
– W 1939 r. przeżyłem wygnanie, bo wysiedlenie w ciągu 10 minut to jest wygnanie, a nie przesiedlenie. Za to wygnanie dostałem od towarzystwa polsko-niemieckiego 2200 zł odszkodowania – podsumowuje Stanisław Janiec.