loader image

Wojna w Śremie oczami Olka

Bystry chłopak zawsze zobaczy więcej, niż inni. We wrześniu 1939 roku ośmioletni mieszkaniec Śremu stał się mimowolnym świadkiem początku wojny i terroru. Niemieckie bombardowanie, potem dwie egzekucje i brutalne nowe porządki. Opowiada o nich, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj.

Fot. Egzekucja 15 Polaków w Kórniku, 20 października 1939. Bundesarchiv.

W 1938 r. Aleksander Śmigielski zaczął uczęszczać do szkoły powszechnej przy ul. Szkolnej w Śremie. Dobrze zapamiętał więc początki wojny, widziane ze śremskiej perspektywy. W tym powiatowym mieście sytuacja zmieniała się wtedy jak w kalejdoskopie.
Śmigielski zapamiętał nalot trzech niemieckich samolotów na Śrem. I bomby, które spadły na park miejski. A także egzekucję dywersantów niemieckich z Leszna, którzy w pierwszych dniach wojny strzelali z okien domów do Wojska Polskiego w tym nadgranicznym mieście z dużą niemiecką mniejszością. – Dywersantów przywieziono do Śremu na furmankach. Tutaj sąd polowy wymierzył im karę śmierci, było ich chyba z dziewięciu. Gen. Abraham zamienił karę śmierci najstarszemu i najmłodszemu na 10 lat ciężkich robót. Pozostali zostali rozstrzelani przed wałem przeciwpowodziowym na wysokości wsi Zbrudzewo – opowiada.
Dywersantów pochowano w trumnach, które następnie wydobyli z ziemi żołnierze Wehrmachtu, którzy weszli do Śremu. Przykryte chorągwiami ze swastyką, pojechały na platformie konnej na cmentarz ewangelicki. Mały Olek widział niemieckie wojsko, asystujące przy tym ponownym, teraz odświętnym pochówku. W pamięć chłopca wbiły się lśniące czystością buty żołnierzy („Buty mieli wyświecone!”). Trumny zostały wydane rodzinom rozstrzelanych.
Śmigielski widział pierwszego niemieckiego żołnierza na rynku w Śremie. A potem pluton egzekucyjny, wsparty kompanią niemieckich żołnierzy z koszar w Śremie. Widział też Polaków, prowadzonych 20 października 1939 roku na pseudo-sąd, zlokalizowany w ratuszu. Niemcy wyznaczyli do odwetowej egzekucji 19 Polaków, w większości byłych powstańców wielkopolskich. Mały Olek znał wielu z nich, m.in. adwokata Hieronima Dąbrowskiego, swojego sąsiada. Niemiecki policjant nie pozwolił mu obserwować moment rozstrzelania zakładników przez Einsatzkommando nr 14. Słyszał jednak z oddali dwie salwy plutonu egzekucyjnego. Potem na bruku rynku zobaczył resztki ludzkiego mózgu i sporo krwi.
Zapamiętał też początki okupacyjnego terroru. Obowiązek skłaniania się i czapkowania Niemcom w mundurach, a także niemieckiej młodzieży z Hitlerjugend. Słyszał o Polaku z warsztatu napraw maszyn rolniczych, który oddał pięścią niemieckiemu właścicielowi. Zapłacił za to śmiercią na gilotynie, w więzieniu w Poznaniu na ul. Młyńskiej.
W tym czasie Anna Muszyńska-Kobacka, córka małżeństwa nauczycieli z Poznania, poznała inną brutalną stronę niemieckiej okupacji. 8 grudnia 1939 r. o godz. 1 w nocy Niemcy zaczęli walić kolbami w drzwi ich mieszkania na ul. Reymonta. Wysiedlili ich najpierw do obozu Główna, a potem dalej na wschód. Na wygnaniu zmarł jej ojciec.

Zapraszamy do obejrzenia kolejnych relacji świadków historii, zgromadzonych w dziale Najnowsze.
Dobrego odbioru!

Piotr Bojarski

Subskrybuj aby być na bieżąco