Najbardziej znany jest z telewizyjnych sukcesów. W latach 70. i 80. ubiegłego wieku jego programy rozrywkowe z Poznania królowały na antenach krajowych. Ale Stefan Mroczkowski ma też inną, okrutną historię do opowiedzenia. W czasie wojny stracił matkę. A wszystko z powodu denuncjacji przez Polaka.
Tym razem – mimo pandemii – zawitaliśmy w domu 90-letniego weterana dziennikarstwa i żywej legendy poznańskiej TVP. Stefan Mroczkowski przyjął nas ciepło. Nagranie było długie, bo życie pana Stefana to księga z wieloma rozdziałami. Nie wszystkie są radosne.
Stefan Mroczkowski.
Wiedziałem, że w karetce, która opuszcza mury więzienia w Środzie, jest mama, jej siostra i brat. No i biegłem oczywiście za tą karetką, dopóki nie opadłem z sił…
W cieniu tragedii
Stefan Mroczkowski urodził się w 1930 roku w Zaniemyślu. W wieku 2 lat stracił ojca. W 1936 r. jego matka sprzedała dom i przeniosła się z synem do Środy. Tam mały Stefan zaczął chodzić do szkoły – i tam zastała go wojna. Okupanci wyrzucili go z mamą z domu. Zamieszkali u rodziny. W 1942 roku przeżył dramat – po denuncjacji przez Polaka (ujawnił Niemcom, że rodzina Mroczkowskiego ukrywa towary handlowe sprzed wojny), jego mama i jej bliscy zostali aresztowani przez okupantów. Wyrokiem sądu specjalnego, wszyscy zostali skazani na śmierć. Wyrok wykonano 11 lipca 1942 roku na gilotynie, w więzieniu na Młyńskiej.
– Dowiedziałem się, kiedy będą te egzekucje. Moi bliscy musieli czekać na śmierć. Wiedziałem, że w karetce, która opuszcza mury więzienia w Środzie, jest mama, jej siostra i brat. No i biegłem oczywiście za tą karetką, oni coś mówili, ja niewiele słyszałem. Biegłem, dopóki nie opadłem z sił… – opowiadał przed naszą kamerą, z trudem walcząc ze wzruszeniem.
Wspomina, że łudził się potem, że może karę w jakiś sposób matce zamieniono. Że może będzie dożywocie: – Ale pewnego dnia dostałem list od mamy. Okazało się, że był to jej ostatni list. „Kochany synku, jutro muszę rozstać się z tym światem. Przyjęłam komunię, nie zapomnij o mnie przy wieczornej modlitwie”. Chodziłem z tym listem w kieszeni na pewno przez kilka miesięcy, dopóki się prawie nie rozpadł. Był to jakiś taki kontakt z mamą. Jednocześnie wyobrażałem sobie, co oni myśleli. Co myślała moja mama, kiedy wchodziła do celi straceń…
Drugie życie
Stefan przeżył wojnę dzięki rodzinie brata ojca. Wrócił do szkoły, od razu do gimnazjum. To tam zaczął grać w szkolnym teatrze, prowadzonym przez księdza prefekta Tadeusza Bielę. Dostrzeżono w nim talent aktorski, ale na przeszkodzie stanęła… wada zgryzu.
Na studiach polonistycznych zaangażował się w studencki kabaret. Wraz z Ryszardem Podlewskim i Jerzym Dabertem założyli Wydział Satyry Uniwersytetu Poznańskiego „Żółtodziób”. Z programem zatytułowanym „Otrzęsiny” zdobyli zaszczytne 3 miejsce na ogólnopolskim przeglądzie kabaretów studenckich w 1955 roku – tuż za słynnymi STS-em i Bim Bom.
W 1956 roku zaczął pracę w Polskim Radio w Poznaniu, i jako redaktor obserwował wydarzenia Poznańskiego Czerwca, a potem Października. Od 1957 roku pracował w powstającym właśnie ośrodku poznańskiej telewizji. Był świadkiem, jak ta początkowo biedna i przaśna instytucja wyrosła na wiodący ośrodek telewizyjny w kraju. On sam zabrał się za reżyserowanie – z efektownym skutkiem. W latach 70. i 80. reżyserowane przez niego programy rozrywkowe, takie jak „Alfabet rozrywki” czy „Kanał 5” zdominowały antenę krajową. Występowały w nich gwiazdy polskiej i zagranicznej estrady, m.in. Violetta Villas, Zdzisława Sośnicka, Eleni, Maryla Rodowicz czy Bohdan Smoleń.
Pan Stefan opowiada o latach pracy w TVP z dumą, ale i humorem. Wiele z tych realizacji obrosło w legendy, a stary dąb na rozlewiskach Warty w Rogalinie, pod którym powstało kilka programów reżysera, został już ochrzczony dębem Mroczkowskiego.
Pierwszą część wspomnień Stefana Mroczkowskiego znajdziecie w zakładce NAJNOWSZE. Dobrego odbioru!
Piotr Bojarski