loader image

Siła spokoju. Czerwiec 1956 raz jeszcze

Fot. Wielkopolskie Muzeum Niepodległości

Tamtego dnia Edmund Czeszak stał na przystanku tramwajowym, czekając na bimbę, który miała go zawieźć do pracy w Wiepofamie. To miał być pierwszy dzień w tym zakładzie. Ale nie był.

Zamiast przeżyć początek kariery zawodowej na stanowisku tokarza, młody Czeszak dołączył do robotniczego pochodu, który zmierzał m.in. przez Jeżyce w kierunku ówczesnego placu Stalina. Edmund musiał być zafascynowany twardym, mocnym brzmieniem drewnianych okulaków, robotniczych butów, które wybijały na bruku miarowy, równy krok wielotysięcznego pochodu. Musiała mu imponować ta niema, bijąca z tłumu w drelichach siła, skoro zdecydował się pójść ze starszymi mężczyznami do śródmieścia. Musiał się zgadzać z hasłami, które wznosili demonstranci. Widział, jak z dachu ZUS zrzucano urządzenia zagłuszające. Wreszcie – usłyszał strzały, dobiegające z okolicy ulicy Kochanowskiego, z obleganego przez poznaniaków gmachu Wojewódzkiego Urzędu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego.

Nie przestraszył się od razu. Jak wielu młodych mężczyzn, napełniał butelki z pobliskiej rozlewni piwa benzyną, spuszczoną z unieruchomionego Stara. Wiedział, do czego mają posłużyć „koktajle Mołotowa”. Czy sam również rzucał je w stronę ubowców? W rozmowie z Poznańskim Archiwum Historii Mówionej wspomina, że było to zadanie starszych kolegów. W jego rękach znalazł się też przez chwilę karabin.

Strach zdjął go dopiero w momencie, gdy seria z broni maszynowej rozorała głowę stojącego obok kolegi. Widząc jego zwłoki zrozumiał, jak niewiele znaczy z butelką benzyny w dłoni. I czym ryzykuje. Wtedy się wycofał – ulicą Kolejową dotarł do domu. Od matki oberwało mu się za to, że… nie kupił tego dnia chleba.

Dziś opowiada o tym z dużym spokojem, wynikającym zapewne z upływu czasu. Z takim samym spokojem losy swojej rodziny, skazanej w listopadzie 1939 roku na tułaczkę, relacjonuje Jadwiga Cicha, wówczas córka grodziskiego lekarza. Wysiedlona przez niemieckich okupantów, przez obóz przejściowy w Muniewie i klasztor franciszkanów w Niepokalanowie trafiła wraz z bliskimi do cukrowni Józefów pod Warszawą. W tym samym czasie podobną trasę w bydlęcych wagonach – do tzw. Generalnego Gubernatorstwa – pokonywały tysiące Polaków z Warthegau. Często na siarczystym mrozie i w śniegu. A wszystko w ramach rozpisanej przez Niemców na lata akcji zniemczania Wielkopolski. Akcji, która ostatecznie zakończyła się fiaskiem.
Edmund Czeszak i Jadwiga Cicha to przedstawiciele najszybciej odchodzącego pokolenia. Dobrze, że swoimi relacjami zdążyli się podzielić z innymi.

Ich wspomnień wysłuchacie w dziale Najnowsze.

Piotr Bojarski

Subskrybuj aby być na bieżąco