loader image

Ostatnie chwile Janka z ojcem

– Jutro nas gdzieś wywożą! – krzyknął do swojego syna major Jan Michał Madziara, sowiecki jeniec, gdy widzieli się ostatni raz we wrześniu 1939 roku w Równem. Janek nigdy go już nie zobaczył – oficer zginął, zabity strzałem w tył głowy w Charkowie.

Jan Michał Madziara, doktor prawa i major audytor pochodził z Galicji, uczestniczył w I wojnie światowej jako żołnierz pułku z Wadowic. Potem – już jako żołnierz Wojska Polskiego bronił Lwowa i walczył w wojnie polsko-bolszewickiej (ranny we Lwowie), w okresie międzywojennym był sędzią wojskowym, m.in. kierownikiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Gnieźnie. Wybudował dom w Poznaniu na ul. Szelągowskiej. W 1939 r. pracował w sądzie wojskowym w Brześciu nad Bugiem.

Naramienniki i banknoty wydobyte z dołów śmierci w Katyniu. Fot. Wikipedia

Od Brześcia do Równego

Historia wrześniowej drogi ojca z synem po ogarniętej wojennym chaosem Polsce wschodniej stanowi gotowy scenariusz poruszającego filmu o tragedii kraju i jego mieszkańców.
We wrześniu 1939 r. Janek Madziara, wówczas 7-letni chłopiec, znalazł się przy ojcu w twierdzy w Brześciu. Jego rodzice uznali bowiem w ostatnie lato pokoju, że tam, na zapleczu ewentualnej wojny, będzie bezpieczny.
A jednak nie był, bo ta wojna nie przypominała żadnej innej. Janek był świadkiem bombardowania twierdzy, cudem przeżył atak bombowy na dzielnicę sklepów, widział też, jak polska artyleria przeciwlotnicza starała się w nierównej walce strącić maszyny Luftwaffe. Obserwował też ewakuację sztabu Naczelnego Wodza (choć Rydza-Śmigłego nie zobaczył), aż w końcu wraz z ojcem również wycofywali się na wschód.
Dojechali do Zaleszczyk, ale nie przekroczyli granicy rumuńskiej. Wrócili w stronę Równego. Tam zastali ich agresorzy ze wschodu, którzy 17 września dołączyli do niemieckiego ataku na Polskę. Jan widział, jak jego tata został rozbrojony i dostał się do sowieckiej niewoli. Ojciec zdołał przekazać syna przypadkowo przechodzącej obok kobiecie – wraz z walizeczką z rzeczami i adresem stryjostwa. Dzięki pomocy żony burmistrza Równego Janek trafił pod opiekę stryjenki.

„To jednak Słowianie”

Chłopak miał niebywałe szczęście: jeszcze dwukrotnie zobaczył się z ojcem w prowizorycznym obozie jeńców polskich. Ostatnie chwile z tatą spędził przy ognisku. W pamięci utkwiła mu dyskusja internowanych polskich oficerów, podczas której jeden z nich wyraził opinię, że lepiej się stało, iż dostali się do niewoli sowieckiej, bo „to jednak Słowianie”. – Nie wiedział, że się pomylił – podsumowuje dziś z goryczą w głosie.
Za trzecim razem Janka do ojca nie wpuszczono. Ale zobaczył go z oddali. – Ojciec zdołał do mnie krzyknąć: „Jutro nas gdzieś wywożą”. To był mój ostatni kontakt wzrokowy z ojcem – opowiada Jan Madziara.
Dzięki pomocy i staraniom stryja z Łucka, w końcu stycznia 1940 r. Janek przejechał pociągiem towarowym do niemieckiej strefy okupacyjnej, do Hrubieszowa. Tam odebrała go mama. Razem dojechali do siostry ojca do Przytkowic, majątku pod Wadowicami.

Kartki, telegram i cisza

Najpierw mama Jana Madziary otrzymała przesyłkę z niemieckiego stalagu – relację o jej mężu spisał mężczyzna, który widział go na przejściu granicznym w Szepietówce. W listopadzie i grudniu 1939 r. Jan i matka otrzymali kartki napisane przez ojca z obozu w Starobielsku. Ojciec cieszył się, że syn wrócił pod opiekę mamy. W marcu 1940 r. na adres siostry Jana Michała Madziary do Przytkowic przyszedł jeszcze telegram. A potem zapadła cisza.
– Długi czas nic nie było wiadomo, aż w 1943 roku Niemcy nagłośnili Katyń – opowiada Jan Madziara. – Na liście ojca nie było, bo w Katyniu leżeli jeńcy z Kozielska. A ojciec był w Starobielsku. Były już poważne obawy, ale też nadzieja, bo około czterystu oficerów ocalało i znalazło się w armii Andersa. Mama liczyła, że ojciec odnajdzie się gdzieś w łagrze. Pisała do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża i do różnych innych instytucji. Trzymała też jego pelisę, z nadzieją, że jeszcze mu się przyda. Ta nadzieja gasła wraz z upływającymi latami.

Pewność

Pewności, że jego ojciec zginął w kwietniu 1940 r. w Charkowie, Jan Madziara nabrał, gdy Michaił Gorbaczow, prezydent ZSRR przekazał prezydentowi Jaruzelskiemu wykaz jeńców obozu w Starobielsku. Było w nim nazwisko jego ojca.
Nie zachowały się jednak listy wywozowe z obozu, nie wiadomo więc było, gdzie pochowano polskich oficerów.
W 1989 roku zatrudnieni pod Charkowem pracownicy poznańskiego „Energopolu” dowiedzieli się, że w okolicznym lesie ziemia wyrzuca polskie guziki. W lipcu 1990 r. w miejscu prawdopodobnego pochówku polskich oficerów po raz pierwszy złożono kwiaty. Potem zjawili się tam nasi archeolodzy. Dziś w Piatichatkach jest wojenny cmentarz.

***
Zapraszamy do obejrzenia relacji Jana Madziary i dwóch innych relacji wojennych – spod okupacji niemieckiej – w zakładce Najnowsze.
Piotr Bojarski

Subskrybuj aby być na bieżąco