Edward Skrzypczak długo wierzył, że socjalizm w PRL można “poprawić”. Że to po prostu niemożliwe, zrozumiał dopiero z oddali, obserwując tonący kraj z Nigerii.
Nie był zwyczajnym partyjnym działaczem, zorientowanym na własną karierę. Zaczynał jako inżynier w zakładach Cegielskiego, potem szef organizacji partyjnej w zakładzie, cieszący się sporym autorytetem. Kiedy w maju 1981 roku Edward Skrzypczak został wybrany przez delegatów na I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego w Poznaniu, centralne władze partii w Warszawie kazały mu ustąpić. Ale się nie ugiął, nie posłuchał “towarzysza Kani” i pozostał na stanowisku. Zapamiętano mu tę niesubordynację.
Partyjniak pod Krzyżami
Janusz Pałubicki, późniejszy szef wielkopolskiej ‘Solidarności” w podziemiu powiedział mi kiedyś, że związkowcy wcale nie cieszyli się z wyboru Skrzypczaka na szefa partii. Bo taki człowiek na czele PZPR niepotrzebnie uwiarygadniał i tak skompromitowaną organizację. – Obracał się w instytucji, w której żaden uczciwy człowiek by sobie nie poradził – dodał Pałubicki.
Mimo to Skrzypczak próbował ratować – partię i socjalizm. Wierzył, że można naprawić centralnie sterowaną gospodarkę, poprawić zaopatrzenie sklepów i poziom życia ludzi. Wierzył, że można porozumieć się z “Solidarnością” i potrafił z nią współpracować. Jako partyjny poparł ideę budowy pomnika Ofiar Poznańskiego Czerwca, którego elementy powstały w 1981 roku w Cegielskim. Pomógł też wydać pierwszą książkę o Poznańskim Czerwcu, autorstwa Jarosława Maciejewskiego i Zofii Trojanowiczowej. W czerwcu 1918 roku został zaproszony na odsłonięcie Poznańskich Krzyży. Ludzie wiedzieli, że został szefem partii wbrew woli partyjnego betonu, powitali go więc oklaskami.
Próby reform i stan wojenny
Skrzypczak sprzyjał ruchom reformatorskim w partii. W poznańskiej PZPR działało wtedy Forum Myśli Politycznej, grupujące liberalnych działaczy: prof. Karońskiego, Jerzego Mikosza, Jana Dudko. Próbowali zdemokratyzować partię, nazywani byli “poziomkami” – od nazwy “struktury poziome”. Tropili też nadużycia ludzi władzy, ujawniali przypadki kradzieży i malwersacji środków publicznych. Spędzali sen z powiek starych partyjnych działaczy.
Partyjna “centrala” nie ufała Skrzypczakowi i nie wtajemniczała go w najważniejsze sprawy. O wprowadzeniu stanu wojennego dowiedział się 13 grudnia 1981 r. w nocy, gdy zbudził go telefon z KW. 14 grudnia musiał pojechać do Cegielskiego, by rozładować strajk. Ale też pomógł w zwolnieniu z internowania Jana Szafrańskiego, pracownika Ceglorza, który miał chorą żonę.
Dziś uważa, że stan wojenny uchronił Polskę przed większą tragedią: interwencją sowiecką. Dlatego po latach zaangażował się w obronę gen. Jaruzelskiego, atakowanego i sądzonego za stan wojenny w końcówce swojego życia.
Odwołany za Zaszkiewicza
W 1982 roku w swoim sejfie w KW Skrzypczak trzymał m.in. dowody nadużyć gen. Henryka Zaszkiewicza, ówczesnego komendanta wojewódzkiego MO: ten dawny funkcjonariusz SB wszedł niezbyt legalnie w posiadanie jakiejś działki. Dokumenty dotyczące komendanta Skrzypczak przedstawił na egzekutywie PZPR. W efekcie postanowiono cofnąć Zaszkiewiczowi rekomendację polityczną, co było wstępem do utraty stanowiska. I powiadomiono o sprawie władze centralne.
To sprowadziło jednak dymisję na… Skrzypczaka. Wiosną 1982 r. musiał odejść. – Barcikowski powiedział mi wprost: Edward, za dużo rozrabiasz – wspomina Skrzypczak przed naszą kamerą. Później dowiedział się, że Zaszkiewicza wybronił jego bliski przyjaciel – gen. Mirosław Milewski, odpowiedzialny za resorty siłowe. To na wniosek Milewskiego Biuro Polityczne KC zdecydowało o odwołaniu Skrzypczaka w maju 1982 roku.
Skrzypczak chciał wrócić do pracy w Cegielskim. Ale mu nie dali. Proponowano mu – kolejno – pracę w Ministerstwie Przemysłu Maszynowego, w przedstawicielstwie RWPG w Moskwie, stanowisko odbiorcy technicznego polskich wagonów w Iraku. W końcu zgodził się na wyjazd do Nigerii – do tworzącej się tam placówki gospodarczej.
Jak opowiada, w Afryce przeżył najlepsze lata. W nigeryjskiej spółce przepracował pięć lat. Po zakończeniu kontraktu nie chciał wracać do Polski, pracował w firmach prywatnych. Następne 15 lat był dyrektorem technicznym w firmie libańskiej produkującej piankę poliuretanową.
Powrót do kraju
Z afrykańskiej perspektywy obserwował upadek komunizmu w Polsce. I właśnie tam doszedł do wniosku, że socjalizm był ustrojem niereformowalnym. Ale kiedy w 2004 roku wrócił do Polski, kapitalistyczny kraj również nie przypadł mu do gustu. Jego próba powrotu do polityki spaliła na panewce – choć miał być kandydatem SLD na senatora, ostatecznie partia skreśliła go z listy. Utrzymywał się, prowadząc firmę drukującą wizytówki i reklamówki.
Pierwszą część wywiadu z Edwardem Skrzypczakiem znajdziecie TUTAJ.
Więcej podobnych nagrań – w zakładce NAJNOWSZE.
Dobrego odbioru!
Piotr Bojarski