Ojciec Mariana Kretkowskiego był uczestnikiem strajku dzieci wrzesińskich, a także powstańcem wielkopolskim (oddział wrzesiński) i śląskim. Wcześniej był kierowcą gen. Schwerina, walczył w armii niemieckiej pod Verdun. Mama Wiktoria Rynkowska pochodziła z Gniezna. Po ślubie jego rodzice aż do wybuchu wojny mieszkali w Gnieźnie.
W czasie wojny Kretkowscy zostali wysiedleni z Gniezna. Niemcy pognali ich do pomieszczeń po starej garbarni, gdzie zorganizowano obóz dla wysiedlanych. W tym momencie ojciec Kretkowskiego pracował jako kierowca u treuhaendera. Na przełomie lutego i marca 1940 r. na wysokim mrozie pojechali w bydlęcych wagonach do obozu w Rzeszowie. Stamtąd zabrał ich wozem jeden z gospodarzy spod Rzeszowa. W filcu swoich butów – gumowców Marian miał wszyte złote dwudziestomarkówki. W latach 1942-1944 ojciec Mariana był więziony przez Niemców na zamku w Rzeszowie. Został aresztowany za kontakty z podziemiem. Siedział 153 dni w tzw. celi śmierci. Udało mu się zbiec z więzienia i ukrywał się.
Potem Kretkowscy przenieśli się do znajomych w Częstochowie. Ponieważ ojciec nie mógł się zarejestrować, Marian utrzymywał rodzinę ze sprzedaży papierosów. W Częstochowie przeżyli też wejście oddziałów Armii Czerwonej – te niebezpieczne dni spędzili w lochach jasnogórskich, gdzie mnisi przygotowali im legowiska na słomie.
Po wyzwoleniu pieszo, wraz z frontem, w ciągu 9 dni przeszli do Wrześni, a potem do Gniezna. – Tam, gdzie kiedyś było gestapo, teraz stacjonowało UB. I ojciec znowu został wezwany do tego gmachu – opowiada Kretkowski. Przed aresztowaniem ostrzegł go Pajkert, znajomy jeszcze sprzed wojny, teraz szef gnieźnieńskiego UB. Ostatecznie ojciec został uwolniony od zarzutów i zaczął pracować jako kierowca w miejscowej spółdzielni.