Córki kierownika szkoły w Czeszewie (powiat Jarocin). 30 listopada 1939 roku zostały z rodzicami i rodzeństwem (w sumie 6 osób) wyrzucone z domu w Czeszewie przez gestapo. Bryczką zawieziono ich do Orzechowa, a potem pociągiem do Kutna.
Trafili ostatecznie do Radomia, do mieszkania na ul. Wesołej. Potem zmienili adres: na ul. Słowackiego 18. Dzieci chodziły do ochronki Caritasu czy PCK na dożywianie (na słodkie kluski), były też na koloniach dla dzieci wysiedleńców. – Wszyscy sobie bardzo pomagali – opowiada pani Dorota.
Ich ojciec otrzymał propozycję wpisania na volkslistę, ale dwukrotnie odmówił. Znał niemiecki, więc pracował jako tłumacz na lotnisku. Potem zatrudnił się w urzędzie zajmującym się hodowlą i chorobami pszczół. – To nas ratowało, bo ojciec zawsze przywoził z terenu trochę prowiantu. Bo z pensji ojca nie było szans utrzymać 6-osobową rodzinę – przypomina sobie pani Dorota. W Radomiu przetrwali całą okupację.
Halina Koszczyńska zapamiętała powrót w 1945 r. do rodzinnego Czeszewa i poszukiwanie zakopanych przed wojną dóbr w tzw. drewniku. – Odkopaliśmy bardzo dużo porcelany, prawie nic się nie zbiło, choć Niemcy trzymali tam konie – opowiada Halina Koszczyńska.