loader image

Wojna znaczy: zemsta, likwidacja, śmierć

Dla donosicieli nie było „zmiłuj” – wspomina Henryk Jaszcz. Likwidowano ich bez skrupułów. Wojna to nie zabawa, tylko walka o życie. O przetrwanie. Albo my ich, albo oni nas.

Publikujemy dziś archiwalne nagranie wspomnień wojennych Henryka Jaszcza. Nagranie szczególne. Jaszcz był uczniem gimnazjum Marcinkowskiego w Poznaniu. Wysiedlony z Wielkopolski, w latach 1940-1942 trafił do ruchu oporu w Ostrowcu. Ukończył tam szkołę podchorążych i zrobił maturę (1944) w Armii Krajowej. Pracując w hucie w Ostrowcu, współdziałał z wywiadem AK. Przede wszystkim jednak – brał udział w akcjach napadów na niemieckie banki – i w egzekucjach donosicieli.

Miał opory, by opowiedzieć

W naszej relacji Jaszcz opowiada m.in. o wyroku śmierci, wykonanym na konfidencie Niemców, który wykonali na nim dwaj zbiegli z podobozu w Oświęcimiu żołnierze Armii Krajowej. Egzekucja była tak drastyczna, że nawet po latach Jaszcz miał opory, by o tym opowiedzieć. Uległ prośbie naszego redaktora, ale opowiedział o tym z wyraźnym niesmakiem, by nie powiedzieć odrazą. Ten fragment nagrania (od 53 minuty 20 sekundy) publikujemy z zastrzeżeniem, że opowieść byłego żołnierza AK jest makabryczna.
– Taka była zemsta. Takie napięcie było na Polaka, który tylu ludzi gnębił – podsumował swoją relację Jaszcz.
Opowiedział też o tym, jak wystawiano do likwidacji donosicieli, którzy wyrokiem sądów podziemnych otrzymali karę śmierci. Wcześniej Jaszcz i inni zdobywali dowody winy osób podejrzanych. Czasem trwało to nawet trzy miesiące chodzenia i śledzenia osób wytypowanych jako potencjalni konfidenci. W ten sposób rozszyfrowano i zlikwidowano szpicla gestapo, przerzuconego do Ostrowca Świętokrzyskiego z Krakowa. Rozkaz brzmiał: ma mieć tak zmasakrowaną twarz, by trudno go było rozpoznać. I został wykonany.
Raz podczas likwidacji zdrajcy pistolet parabellum zaplątał się w kieszeń prochowca Henryka Jaszcza. Nie mogąc wydobyć broni w decydującym momencie – strzelił do skazanego na śmierć przez płaszcz. – Trochę się zdenerwowałem, nie powiem, że nie. Ale tak było – wspomina na naszym nagraniu.

Na peron, na łaskę losu

Można powiedzieć, że Jaszcz – wysiedlony z Wielkopolski – miał wyjątkową szansę zemścić się, likwidując kolaborantów. Inni cywile, wyrzuceni z domów, pokornie znosili swoją niedolę. Tak jak Zofia Janowska, wywieziona w grudniu 1939 roku do Sokołowa Podlaskiego i wyrzucona tam na peron „na łaskę losu”. Była świadkiem wywózki miejscowych Żydów i znęcania się nad nimi. A także masowych mordów, dokonywanych przez niemieckich okupantów.
W czasie okupacji zdecydowała się wrócić na piechotę o Poznania. Zadenuncjowana, została zabrana przez niemieckich żandarmów. Za powrót do Kraju Warty dostała trzy miesiące obozu karnego we Wronkach…

Zapraszamy do obejrzenia naszych kolejnych nagrań w dziale Najnowsze.

Piotr Bojarski

Subskrybuj aby być na bieżąco