loader image

Strajk Kobiet. Musiały powiedzieć “dość”

Wyprowadziło je (a także ich) na ulice orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, zaostrzające dotychczasowe prawo antyaborcyjne. Zrozumiały, że trzeba zaprotestować. – Tu już będzie tylko gorzej – uważa Kamila, jedna z uczestniczek akcji Ogólnopolski Strajk Kobiet.

Masowe protesty, jakie przeszły na przełomie października i listopada przez centra wielkich, ale też średnich i małych miast Polski, wywołała decyzja Trybunału Konstytucyjnego. 22 października 2020 roku Trybunał (w częściowo nieprawnym składzie) wydał orzeczenie, w którym uznał za niezgodny z konstytucją uznał przepis umożliwiający przerwanie ciąży przez lekarza, w przypadku gdy „badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu” (tzw. przesłanka embriopatologiczna przerwania ciąży). Wprowadzona w trakcie nasilającej się pandemii zmiana wywołała gwałtowną reakcję polskich kobiet, mieszkanek miast. Wsparte przez mężczyzn, często mężów lub partnerów, zaczęły protestować. Symbolem sprzeciwu stała się czerwona błyskawica.

Postanowiliśmy zarejestrować ich opinie, utrwalić ich motywacje. Dzięki wsparciu Teatru Ósmego Dnia i Marcina Kęszyckiego, dotarliśmy do niektórych demonstrantek i manifestantów, którzy wyrażali swój sprzeciw na ulicach Poznania.

Dla kobiet, dla siostry

Kamila Jaworska ma 26 lat, pochodzi spod Leszna. Ukończyła studia biotechnologiczne, dziś pracuje w serwisie weterynaryjnym. I choć sama określa się jest osoba LGBT, która – jak zaznacza – nie zamierza mieć dzieci – ona także uznała, że powinna zademonstrować swój sprzeciw. Jak wyjaśnia, zrobiła to dla wszystkich kobiet – m.in. dla siostry, która ma męża i rodzinę. – Kobietom zabrano prawa, które miały – tłumaczy. – Nie wyobrażam sobie, żeby mojej siostrze odmówiono badań prenatalnych czy prawa do decyzji, gdyby okazało się, że będzie miała chore dziecko.

Na protest poszła z partnerką, bo tak bezpieczniej. I po doświadczeniach udziału w demonstracjach w obronie praw osób LGBT: – Podczas Trajku Kobiet pojawiły się wyzwiska, co oburza wielu ludzi. A ja się dziwię tym osobom, że je to oburza, bo zabrano nam pewne prawa. I dlatego kobiety zebrały się, żeby po prostu pogonić rząd.

Jak opowiada, oprócz wulgaryzmów pojawiła się też wśród demonstrantów muzyka, taniec. – Ludzie przyszli poprzebierani, mieli transparenty ze śmiesznymi rymowankami i rebusami – relacjonuje. Nie ma jednak złudzeń, że te liczne protesty szybko zmienią sytuację polskich kobiet. – To już będzie tylko gorzej – podsumowuje. I zdradza, że poważnie myśli o emigracji.

Dla dziewczyny

Wśród demonstrujących swój sprzeciw kobiet znalazł się też 36-letni Mikołaj Świderski. Rodzony poznaniak, z zawodu fotograf, pisze też scenariusze filmów fabularnych i reżyseruje. Właśnie uruchamia też małą piekarnię. Jak opowiada, przez wiele lat wypierał zaangażowanie polityczne, ale orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego zaostrzające prawo antyaborcyjne przelało czarę goryczy. A kluczowa okazała się reakcja jego dziewczyny, która po prostu się rozpłakała. – Na początku się zirytowałem. Myślałem, że to reakcja na wyrost, ale potem to w sobie przerobiłem – opowiada.

Przyznaje, że sam był zaskoczony, że znalazł się wśród protestujących kobiet. Ale uznał, że decyzje polityków to zaprzeczenie również jego wolności. – Jestem zniesmaczony wszelaką polityką w polskim wykonaniu – mówi. A najbardziej denerwują go próby uzurpowania sobie przez polityków prawa do bycia autorytetami moralnymi. Polityków, którzy nie mają pojęcia o tym, jak wygląda współczesny świat.

Najbardziej wkurzyła go “skrajna obłuda momentu wprowadzenia zmiany”. – Mamy największy kryzys w historii ostatnich lat. Wielu osób się boi o swoje życie i wprowadzenie tego akurat teraz było sk… – ujmuje sprawę dosadnie.

Był podczas protestów, żeby je podtrzymywać. Po prostu. Podobało mu się, że Strajk Kobiet był iskrą, która wyciągnęła na ulicę wszystkich innych, zmęczonych rządami PiS w Polsce. – Nie jestem fanem hasła “J…. …”. Ale doskonale je rozumiem, bo demonstracje wymagają krótkich, dosadnych haseł. Przez to, że one były wulgarne, były też autentyczne. Te protesty przewalcowały mnie emocjonalnie, okazały się też trudne fizycznie. Po tym tygodniu czułem się, jak po maratonie, który kiedyś ukończyłem.

Mikołaj ma nadzieję, że to doświadczenie masowych protestów doprowadzi do tego, że w kolejnych wyborach władza w kraju się zmieni. Choć podejrzewa, że w kraju trzeba będzie jeszcze wiele rzeczy posprzątać.

Nasze nowe nagrania znajdziecie w zakładce NAJNOWSZE.

Piotr Bojarski

Subskrybuj aby być na bieżąco