loader image

Nie myślały o kulach. Rzecz o skromnym bohaterstwie

Fot. Wielkopolskie Muzeum Niepodległości

Ilekroć myślę o wydarzeniach Poznańskiego Czerwca – o buncie poznańskich robotników – oprócz podziwu dla ludzi, którzy wyszli na ulicę w obronie swojej godności przypominam sobie o odwadze dwóch młodych pracownic ówczesnego Szpitala Miejskiego nr 2 na Jeżycach. Osiemnastoletnia Ola Kozłowska – wówczas zatrudniona jako pomoc laboratoryjna – i 21-letnia Ola Banasiak, pielęgniarka zwana przez koleżanki „Awaną” – nie zawahały się ani przez moment, gdy z ulicy zaczęto wzywać pomocy do rannych, trafionych kulami przez ubeckich strzelców z gmachu przy Kochanowskiego.

– Nie myślałam wtedy o kulach – przyznaje dziś Aleksandra Kozłowska-Siejek. Podobnie zresztą jak jej koleżanka. – Dziś pewnie bym się modliła, ale wtedy byłam przekonana, że pielęgniarce nie może się nic stać – dodaje Aleksandra Banasiak. I przypomina sobie, że odwagi dodawała jej nucona wówczas pod nosem pieśń pielęgniarek z czasów wojny: „Pielęgniarki na frontach padały, lecz odważnie swą służbę pełniły…”

Dwie wówczas proste, niewykształcone kobiety nie kalkulowały. Liczył się odruch serca, poczucie obowiązku. W rozmowach, jakie z nimi przeprowadziliśmy, nie udają bohaterek – choć nimi bez cienia wątpienia były. Taka postawa w okolicy ostrzeliwanego jak na froncie szpitala była w czwartek 28 czerwca 1956 roku niezwykle rzadka. Gdy pociski wpadały nawet na salę operacyjną, one – nieustraszone – dbały o to, by każdy potrzebujący opieki został opatrzony i dostarczony do lekarzy. I właśnie dlatego ich świadectwo jest tak autentyczne i ważne. I warte utrwalenia.

Aleksandra Kozłowska-Siejek fot. T. Kaczmarek, M. Świstoń

Gdy dzielne pielęgniarki wypełniały swój obowiązek na ulicach – ówczesnym polu bitwy – Stefan Lamęcki, wówczas pracownik Polskiego Radia w Poznaniu, był świadkiem wejścia demonstrantów na teren rozgłośni. W rozmowie z PAHM opowiada, jak poznaniacy nie dowierzali, że kłamliwe informacje nadawane są z Warszawy, nie z Poznania. I jak po stłumieniu buntu do radia zajechał opancerzoną skodą sam premier Józef Cyrankiewicz, by przed mikrofonem wygłosić znamienną przestrogę o odrąbaniu ręki tym wszystkim, którzy podniosą ją na władzę ludową. Z chwili przyjazdu szefa rządu do rozgłośni zapamiętał jego łysinę – i złość, wymalowaną na twarzy. Zbuntowany Poznań zepsuł humory przedstawicielom stalinowskiego reżimu. Zapowiadał też zmiany, które nastąpiły w całym kraju jesienią.

Nasze nowe nagrania poświęcone Poznańskiemu Czerwcowi możecie zobaczyć w dziale Najnowsze. A więcej nagrań o buncie z 1956 roku znajdziecie w dziale Relacje Poznański Czerwiec oraz w Mediatece. Zapraszamy!


Piotr Bojarski

Subskrybuj aby być na bieżąco