loader image

Goździki od Aumillera, czyli czas wielkiej zmiany

 

– To był cud – ujmuje sprawę krótko Leonard Szymański. O czym mówi? O niezwykłym splocie wielu wydarzeń z lat 80. ubiegłego wieku, które doprowadziły do Okrągłego Stołu, pierwszych częściowo wolnych wyborów 4 czerwca 1989 roku i w efekcie – upadku komunizmu w naszym kraju, co dało nam życie w wolnej Polsce.

Zobaczcie naszą rozmowę z byłym posłem Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego „S”. Szymański – wówczas inżynier w Wiepofamie, który nie spodziewał się, że wyląduje w Sejmie – wie, co mówi. Był od samego początku działaczem „Solidarności”, widział jej „karnawał” w 1980-1981 roku, potem ciemną noc stanu wojennego i beznadziei, w jakiej pogrążyła się bankrutująca gospodarczo Polska Rzeczpospolita Ludowa. Cud dostrzegł w niemal jednoczesnym – bo na przestrzeni raptem kilku lat – wyborze Polaka na papieża, powstaniu „S”, wyborze Ronalda Reagana na prezydenta USA, wyborze Margaret Thatcher na premier Wielkiej Brytanii, wreszcie śmierci kolejnych trzech sekretarzy komunistycznej partii ZSRR, które otworzyły drzwi dla młodego, inaczej myślącego Michaiła Gorbaczowa. Wszystko to razem wzięte – plus rosnąca wśród członków partii w Polsce świadomość, że nie podniosą kraju z upadku sami – dało nam „cud” wyborów z 1989 roku, które odmieniły nasz kraj. Już nieodwracalnie.

Ciekawa jest też relacja kandydata do Sejmu z drugiej, partyjnej strony. Andrzej Aumiller, wówczas 42-letni dyrektor PGR Naramowice z pewnością nie był standardowym kandydatem PZPR. Miał zawodowe sukcesy, nie kryl się z tym, że jest katolikiem. Do wyborów szedł z hasłami: „Wiosłujmy do przodu” i „Młodzi naszą szansą”. Działał z rozmachem: rozdawał np. paniom goździki „trzeciego wyboru”, które sam kupił. Ale – jak przyznaje – nie był tak pewny wygranej, jak szefowie PZPR. Bo choć ludzie słuchali go na spotkaniach wyborczych, to jednak przyznawali, że zagłosują na „Solidarność”. Czyli za zmianą. Aumiller już przed 4 czerwca wiedział, na co się zanosi. I chciał w tym uczestniczyć.

Zaskakujące, że zarówno posłowie „S”, jak i z PZPR zgodnie przyznają dziś, że Sejm ”kontraktowy” był najlepszym Sejmem po 1989 roku. Leonard Szymański szczerze wyznaje, że mu z tym dziwnie: bo miał nadzieję, że każdy kolejny Sejm wolnej Polski będzie lepszy. Ale nie był, bo podzielona, pluralistyczna już scena polityczna generowała nowe konflikty. I tylko wtedy, między 1989 a 1991 rokiem możliwe były gremialne, wspólne głosowania „za” w Wysokiej Izbie, które miały na celu naprawianie kraju. Tylko wtedy można było z tak szerokim poparciem popchnąć do przodu ustawy, które wyprowadziły Polskę ze strefy socjalistycznej utopii – i w efekcie także z sowieckiej strefy wpływów.

Nie wszystkim środowiskom ówczesnej opozycji odpowiadała droga Okrągłego Stołu. Rafał Grupiński uważał, że to błąd: że komuniści są już słabi i nie ma sensu ustalać z nimi czegokolwiek. Gdy zapytaliśmy go o stosunek do wyborów z 4 czerwca (zobaczcie nasze nagranie), przyznał jednak, że okazały się triumfem. Nawet on z perspektywy czasu uznał, że było warto.

Nasze nagrania poświęcone wyborom 1989 roku znajdziecie na stronie Najnowsze. Zapraszamy!

Piotr Bojarski

Subskrybuj aby być na bieżąco